czwartek, 2 maja 2013

Hornetem do Niemiec

Mamy dziś pierwszy maja, święto pracy, a do tego piękną pogodę, idealną na moto. Szybki telefon do Piotrka, czy ma dzisiaj czas i już około godziny trzynastej jedziemy w kierunku Trzebieży na piknik militarny. Na pikniku jest już Marek ze Zbyszkiem na swoich ruskich maszynach.

Wystawa sprzętu wojskowego z lat siedemdziesiątych, niektóre sprzęty stosowane są do dziś w Polskiej armii (parodia).


Zamaskowany Dniepr.


Polsko-Czechosłowacka stajnia maszyn z lat siedemdziesiątych.


Ale bym sobie postrzelał do kaczek.


Na zlocie swoje umiejętności prezentowali strażacy  z gminy Police.


A to ja z Piotrkiem przy ruskiej ciężarówce UAZ 2206, większość samochodów i motocykli miało tablice rejestracyjne z Goleniowa, może w Nowogardzie tego typu impreza cieszyła by się większym zainteresowaniem?
Po obejrzeniu wszystkich maszyn na zlocie postanowiliśmy jechać do Świnoujścia przez Niemcy.
W Policach do tankowaliśmy nasze japońce i w drogę.


 A za znakiem Zoll control.


Pierwszy postój w Uckermunde. Byłem tam kilka razy powędkować na kanale.


Mieliśmy farta, trafiliśmy na podniesiony most, dawniej podnoszony był ręcznie, teraz całą robotę odwala hydraulika.


Rzeźby z brązu w Polsce długo by nie postały :)


Fotka ze zwodzonego mostu w kierunku wyjścia z zatoki. W Uckermunde jest spore Zoo niestety nie byliśmy przygotowani na rynek Niemiecki i nie zabraliśmy żadnych eurasów, innym razem. Będę miał pretekst, aby odwiedzić to malownicze miejsce za jakiś czas.


Przydrożna tablica z mapą bardzo nam pomogła.


Kolejna duża miejscowość, Anklam. Niesamowity ład i porządek.


Przez Usedom do Polski, a przed granicą Zoll control łapie naszych.


Fotka na wjeździe do Świnoujścia szybkie rozgrzanie rąk i w drogę do domu.


Ostatnie tankowanie przed wjazdem na prom, średnie zużycie paliwa na 100 km to 4,5 litra. Mandaty w euro skutecznie ograniczają potrzebę szybkiej jazdy, mimo niezłych dróg.


Na prom czekaliśmy około 20 minut, w tym czasie robiło się coraz zimnej.


Prom ładował się około 20 minut, a temperatura spadała.


Na drugą stronę tak blisko, a zarazem tak długo.

Do domu dotarłem koło dwudziestej, jak to zwykle bywa o tej porze roku zmarznięty ale zadowolony, na liczniku przybyło kolejne 340 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz